Mpetshi Perricard cieszy się z porażki z Kordą: "To wspaniałe uczucie".
Giovanni Mpetshi Perricard cieszy się z rozpoczęcia turnieju w Wimbledonie, który jest równie wyjątkowy, co wspaniały. Zdecydowany faworyt w rundach kwalifikacyjnych, nieco niespodziewanie uległ swojemu rodakowi Maxime'owi Janvierowi w dość słabym meczu (6-7, 7-5, 7-6, 7-6).
Uznany za "szczęśliwego przegranego" Francuz doskonale wykorzystał swoją szansę. Odkrył na nowo swój najlepszy tenis, szczególnie przy serwisie (51 asów, 94 winnerów) i zdołał zapewnić sobie pierwsze zwycięstwo w finałowym losowaniu Wielkiego Szlema.
W starciu z będącym w formie Sebastianem Kordą, 20-latek nie oddał nic, wygrywając w 5 setach i w ponad 3 godziny (7-6, 6-7, 7-6, 6-7, 6-3).
Bardzo szczęśliwy na konferencji prasowej przyznał, że naprawdę nie mógł się doczekać tego pierwszego zwycięstwa w Wielkim Szlemie: "To moje pierwsze! W zeszłym roku przegrałem w pięciu setach na Roland Garros i to samo dotyczy tego roku, więc myślałem: "Czy wygram mecz Wielkiego Szlema? To wspaniałe uczucie. Zwłaszcza przeciwko takiemu przeciwnikowi, na takiej nawierzchni i jako szczęśliwy przegrany.
Tak naprawdę nie skopiowałem żadnego serwera, mam swój własny styl, własną rutynę przed każdym serwem. Nie podbijam piłki jak Isner, nie wyrzucam jej na wysokość trzech metrów jak Del Potro, nie, zawsze serwowałem jak Giovanni Mpetshi. To mój serwis. Serwuję jak ja.